wtorek, 18 listopada 2014

Książka uczennicy Katarzyny Czachorowskiej






Zapraszamy do przeczytania książki uczennicy Katarzyny Czachorowskiej na
 kasyczi.blogspot.com/

Szła ciemnym tunelem nie wiedząc, czy ma się zawrócić, czy iść dalej. Nie było tam żadnego światła ani nic z tych rzeczy, za którymi mogłaby iść jak to czytała w książkach. Czuła czyjąś obecność i niepokój. Przyśpieszyła kroku. Siłą woli zmuszała się aby się nie odwrócić. Wzięła głęboki wdech i starała się opanować. Usłyszała ciężkie kroki. Po karku przeleciał jej lodowaty dreszcz. Starała się wyostrzyć wzrok, ale nic nie dostrzegła. Nagle poczuła palący ból w głowie. Złapała się za nią obiema rękami i padła na kolana. Nie miała siły krzyczeć. Wraz z bliższym podejściem obcego ból stawał się coraz gorszy. Już dawno przeszedł skalę najgorszego jaki przeżyła. W głowie słyszała przerażający głos mieszający się z jego echem. Szum nasilał się. Czuła, że ktoś nad nią stoi, lecz oczy miała nadal zaciśnięte. Zrozumiała, że to już koniec.



Rozdział 2

H
alo - Maylena odebrała telefon w swoim biurze.
-Przyszedł pan Marcel czy mam go wpuścić ? – odezwała się po drugiej stornie telefonu sekretarka Mayleny.
-Nie, wyjdę do niego- Maylena szybko odłożyła słuchawkę i wyszła z biura. Na spotkanie z nią czekał wysoki mężczyzna z łysiną na głowie.
-Dzień dobry pani Mayleno – mężczyzna uśmiechną się podkreślając jej imię. Podał jej rękę.
-Dzień dobry – uśmiechnęła się i spiorunowała go wzrokiem. Podała mu rękę i wskazała na drzwi, które prowadziły na korytarz. Wyszli na zewnątrz. Maylena prowadziła w stronę wyjścia z wielkiego budynku. Marcel szedł za nią nie odzywając się ani słowem. Dopiero, gdy znaleźli się na schodach prowadzących na chodnik Marcel postanowił odezwać się pierwszy.
-Wiesz o czym musimy porozmawiać – powiedział bez żadnych emocji uważnie się jej przypatrując.
-Niestety- jej głos też nie wyrażał żadnych emocji, ale oczy zdradzały jej zdenerwowanie. Przeszli przez ruchliwą ulice. Znaleźli się przed parkiem z drzewami chroniącymi przed trzydziesto stopniowym upałem. Szli jedną z alejek. Leciutki wiaterek ochładzał rozgrzaną twarz zamyślonej kobiety. Usiedli na jednej z licznych ławek. W parku było bardzo mało ludzi, dlatego mogli spokojnie porozmawiać.
- Molly słuchaj…- westchną Marcel.
-Szein wiem co chcesz powiedzieć – przerwała mu Maylena
-Musisz jej powiedzieć. Szkolenie powinno już dawno się zacząć. Jeśli by już zaczęła to.. -  nie było mu dane dokończyć, bo gniewnie wybuchła Maylena.
- NIE ! Nie chcę żeby jej się stała krzywda. Dobrze jest tak jak jest ! Nikt jej nie zna oprócz ciebie i Jacoba. Więc jest bezpieczna – Maylena przetarła twarz dłońmi. Szejn spojrzał na nią zaniepokojony.
-Jaki Jacob ? – zapytał w końcu.
- Will posługuje się tym imieniem. Już zapominam, wszystko mi się myli. Chcę się od nich odciąć. Nie chce mieć z nimi nic do czynienia. Oni skrzywdzą moje jedyne dziecko. Nie oddam jej bez walki rozumiesz ?! – po jej policzku poleciały łzy, które od wejścia do parku szczypały ją w oczy od ich powstrzymywania. Szejn objął ją czule i pogładził po plecach. Mówił do niej uspokajającym głosem.
-  Myślisz, że mi  nie zależy na jej bezpieczeństwie ? Tak samo dzień w dzień się martwię z David’em czy jest bezpieczna, czy jej niczego nie brakuje, czy jest zdrowa. Jeśli bym miał stoczyć walkę o jej życie bym to zrobił z dumą. David się chyba jeszcze bardziej przejmuje niż ty. – powiedział cały czas gładząc ją po plecach.
-Cały czas się martwię, gdy wychodzi z domu, że ją znajdą i zabiją na miejscu. – powiedziała uspokajając się.
-Wiesz, że zawsze możesz wrócić ? – przestał ją przytulać i popatrzył się jej w oczy.
-Wiem, ale nigdy tego nie zrobię. Nie ufam im. Dobrze mi tu. Jestem bezpieczna razem z Nikol. Nikt nie wie gdzie jesteśmy. Nie po to zmieniłam dane osobowe, wygląd i wszystko żeby znowu tracić życie na strach, ucieczki i zamartwianie się czy dożyję jutrzejszego dnia. NIE ! NIE PROŚ MNIE NIGDY O TO, BO I TAK CI ODPOWIEM JEDNO ! NIE ! – zaczęła podnosić głos. Wstała tak szybko i gwałtownie jak by ławka zaczęła emanować ogniem. Szejn spojrzał na nią współczująco.
-Do niczego cię nie zmuszam, ale warto zawsze zapytać. – powiedział jak do siebie.
-I tak nie zmieniam zdania od siedemnastu lat to po co pytać. – burknęła.
-Dobra zmieńmy temat na jakiś przyjemniejszy. Mamy mało czasu, bo nie chce abyś musiała jeszcze przeze mnie szukać pracy. Moja misja się nie powiodła i muszę się z tym pogodzić. – wstał i pogrążeni w rozmowie powolnym krokiem ruszyli w stronę banku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz